Witaj,
W ostatnich latach chińscy i japońscy naukowcy przeanalizowali wirusy grypy, które znaleźć można u hodowanych w Chinach świń (kraj ten jest największym producentem wieprzowiny na świecie) i na podstawie tej genetycznej analizy doszli do wniosku, że wirusy te mogą bardzo łatwo mutować aby przenieść się na człowieka, a zatem w każdej chwili grozi nam powtórka z A/H1N1 czyli tzw. świńskiej grypy.
Podczas badań tych odkryto, że 9 z 10 szczepów wirusa grypy pochodzących od chińskich świń z łatwością przenosi się drogą kropelkową na fretki, które są z kolei używane jako najlepszy model choroby podczas badań nad grypą, która dotyka także ludzi. Oznacza to zatem, że wirusy te mogą z łatwością przeskoczyć ten dodatkowy, ewolucyjny stopień i przenieść się także na człowieka, a mogą być one groźniejsze niż wirus z 2009 roku, który wywołał niemałą panikę.
Tym bardziej, że dalsze badania dotyczące tych wirusów wykazały, że na niektóre z ich szczepów układ odpornościowy człowieka reaguje prawidłowo, ale inne, takie jak A/swine/Guangdong/104/2013, byłyby całkowitą nowością dla naszego organizmu, a zatem wykształcenie odporności przeciw nim byłoby trudniejsze.
Inni naukowcy, którzy komentują te badania, wskazują na fakt, że ich wyniki przynoszą pewne otrzeźwienie i wskazują na konieczność szybszego tworzenia nowych szczepionek, które mogłyby nas uchronić przed takimi potencjalnymi zagrożeniami.
Źródło: PNAS
Problem jest też w tym, że większość ludzi (w tym lekarzy) wierzy, że jak już jest coś „nie tak” w organizmie, jak już bolą mięśnie, głowa, a z nosa leci siklawa, to koniecznie trzeba zaaplikować antybiotyk i …”samo zdechnie: (mam na myśli zarazek, jakby co…). Rozpoznanie, czy infekcja jest wirusowa czy bakteryjna, to „wyższa szkoła jazdy” dla wielu lekarzy, czemu się nie dziwię, bo z zasady należałoby zrobić test na obecność wirusa. Tymczasem zapobiegawczo podaje sie antybiotyk, żeby bakterie wchodzące jakby „drugim rzutem” po wirusie do organizmu – nie wyrządziły w nim szkody. Antybiotyk – ten sztucznie wytworzony – jest czymś obcym dla organizmu, więc organizm walczy wówczas z wieloma wrogami: wirusami, metabolitami wirusów, martwymi komórkami własnymi, metabolitami własnego organizmu, bakteriami, metabolitami bakterii, antybiotykiem i jego metabolitami oraz z zatruciem środowiska. Wrogów od metra, a my z tym wszystkim jakby sami… Cud, że żyjemy… Rzadko, niezmiernie rzadko, spotkałem się z postawą lekarza: będziemy podnosić odporność – na początek naturalnymi środkami ziołowymi, wspomożemy witaminami, cały czas monitorując sytuację w organizmie, a jeśli będzie konieczność podania antybiotyków – na początek podamy te naturalne. No i niebagatelna rola w tym wszystkim uszczelnienia siateczki naczyń krwionośnych, których budowa ścianek najczęściej jest – z braku uszczelniaczy i antyoksydantów – jak siatka w płocie z metalowych krat. To przez oczka tej „siatki” do krwiobiegu dostają się w głąb nas bakterie i wirusy, zamiast – krążąc tylko we krwi – zostać tam namierzone przez przeciwciała i tam zniszczone. Kiedy paskudztwo wejdzie już w głąb organizmu (mięśnie, nerwy itp), to trudniej jest go tam wyśledzić i zniszczyć. Oj, znowu sie rozpisałem… A ja tylko chciałem krótko: lekarzy trzeba zachęcić do powrotu do naturalnych metod leczenia – na początek. No, cóż, zioło sie nie zareklamuje, ale koncern farmaceutyczny – tak… Pozdrawiam
PolubieniePolubienie